Nie pokój a miecz

Kiedykolwiek mówimy o konfliktach dzieci z otoczeniem, dotyczą one np. różnicy zdań, ścierania się temperamentów lub sytuacji problemowych. Mało kto porusza temat konfliktów wiążących się ze światopoglądem dziecka.

Jest taki konflikt
„Precz z domu, już nie jesteś moim synem! Jeżeli tu zostaniesz, to martwy!” Takie słowa usłyszał chłopak z muzułmańskiej rodziny, kiedy wyznał w domu wiarę w Chrystusa. Ceną przyjęcia przez niego zbawienia był tragiczny konflikt z najbliższą rodziną. Czy ten epizod wydaje się być egzotycznym?
Zaistnienie konfliktu będącego konsekwencją czyjegoś nawrócenia to rzecz nieobca wielu naszym rodakom, z których jedni spotkali się z niezrozumieniem przez własnych rodziców jako dzieci, inni jako pełnoletni. Znam kilka małżeństw, które przeżyły prawdziwe odrzucenie z powodu swojej wiary. Rodzice nie przyszli nawet na ich ślub. Znam chłopca, który musiał ukrywać nową Biblię po tym, jak ojciec wrzucił poprzednią do zsypu na śmieci w wieżowcu.

Głosimy Ewangelię i co dalej?
Gdy to robimy, podświadomie zakładamy, że jeśli tylko uwierzą to wszystko będzie dobrze. TAK, jeśli chodzi o zyskanie przez nie nowej pozycji względem Boga, dzięki usprawiedliwieniu z wiary, ale NIE, jeśli chodzi o ich dalsze losy na ziemi. Dziecko, które uwierzyło zawarło pokój z Bogiem lecz weszło w konflikt z grzesznym światem (Rzymian 5/1; Jan 16/ 33). Czy Jezus Chrystus obiecał sielankę na ziemi tym, którzy uwierzą? W Ewangelii wg Mateusza (10/34-35) czytamy: „Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego.” Tej nocy, kiedy został pojmany, Pan Jezus powiedział: „Którzy miecza dobywają, od miecza giną” Czy w Jego różnych wypowiedziach jest sprzeczność? Nasz Zbawiciel daje nam w tych mocnych słowach do zrozumienia, że tam, gdzie On się pojawia musi zaistnieć konflikt. Na czym on polega? Można by go określić tak: jest to konflikt między tym, co podoba się ludziom, a tym, co podoba się Bogu. Wiele bowiem z tego, co nam się podoba obraża świętego Boga. Musimy zatem być świadomi, że dziecko, które powierzy swoje życie Chrystusowi (w trakcie katechezy, spotkania ewangelizacyjnego itp.) wejdzie w konflikt z otoczeniem, a może nawet z rodzicami, jeżeli nie są oni chrześcijanami w biblijnym rozumieniu. Nie dziwmy się, bo co ma wspólnego światłość z ciemnością?! Przykłady tego konfliktu niesie codzienne życie. Czego może się spodziewać po kolegach chłopak, który w imię posłuszeństwa Bogu odmówi pójścia na wagary? Albo jak zostanie potraktowana przez koleżanki wierząca dziewczynka, która nie chce zajmować się wróżbami?

Konflikt jest – czy możemy go uniknąć?
Los muzułmańskiego dziecka przepędzonego z domu jest tragiczny. Żaden muzułmanin nie przygarnie takiego nieletniego banity. A jak jest w Polsce? Co spotka dziecko niewierzących rodziców, gdy się nawróci? Najprawdopodobniej pozostanie ono w domu lecz czeka je niełatwe życie. Duchowa walka w przypadku takiego dziecka będzie polegać na wysłuchiwaniu epitetów, sianiu wątpliwości przez rodziców, nieufności, zamknięciu w „areszcie domowym” itp. Tymczasem każde dziecko chce czuć się rozumiane, potrzebne, kochane. Nasuwa się wątpliwość a zarazem pytanie: Czy wolno nam, albo czy ma sens ewangelizowanie dzieci w oderwaniu od ich rodziców? Na przykład podczas wakacyjnego spotkania na świeżym powietrzu albo w świetlicy, czy w klubie biblijnym?
Uważam, że powinniśmy realizować wielkie posłannictwo Pana Jezusa kiedy tylko nadarza się ku temu okazja, jednakże pamiętając o wielkiej odpowiedzialności jaką na siebie bierzemy, gdy uczymy dzieci. Dlatego nie powinniśmy „tanio” podawać zbawiennych prawd, na zasadzie obiecywania „złotych gór”, lecz przemawiając do spotkanych dzieci musimy wkomponować w swoje poselstwo kwestię tzw. kosztów zawierzenia (1. Piotra 4/ 18). Przekazując dzieciom zbawienne prawdy musimy w jakiś sposób uprzedzić je o możliwych konsekwencjach pójścia za Panem oraz zachęcić je do dobrego świadectwa. Nie mam tu na myśli zachęty do szybkiego „wyznania wiary” np. przed rodzicami, lecz głównie do świadectwa postawy, która ma stanowić właściwy fundament dla słów. Trafnie ujął to w pierwszym liście Apostoł Piotr (3/ 15-17, zob. też 1. Jana 3/ 18). Niechaj ta apostolska wskazówka towarzyszy nam zawsze, gdy idziemy do dzieci. Konfliktu uniknąć się nie da, ale można uniknąć wojny!
Najlepiej jest kiedy możemy osobiście porozmawiać z dzieckiem na temat składania dobrego świadectwa w swojej rodzinie, zachęcając je do postawy godnej chrześcijanina, wyrażonej za pomocą prostego równania:

DOBRE ŚWIADECTWO =     DOBRE UCZYNKI + SŁOWA

… a nie same słowa. Niestety nieraz byłem świadkiem zachęcania dzieci do „wyznania swojej wiary” przed rodzicami. Zgadzam się, że jest to ważne, ale musi być oparte na właściwej postawie, jak wskazuje Jezus Chrystus: Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mateusz 5/ 16). Realizowanie tego polecenia daje szansę na uniknięcie wspomnianej wojny, a co więcej daje nadzieję na uniknięcie duchowego konfliktu, jeżeli niewierzący rodzice także świadomie pójdą za Zbawicielem.

Nauczyciel Słowa Bożego powinien zabiegać o to, by przez swoją służbę docierać również do rodziców, jeśli tylko jest to możliwe. Gdy wychodzimy z Ewangelią poza społeczności ewangeliczne niestety częściej bywa tak, że tylko dzieci mogą usłyszeć Ewangelię. Czy miałby to być powód do zaniechania pracy ewangelizacyjnej? Jestem głęboko przekonany, że nie, ale jeszcze raz podkreślam wagę poczucia odpowiedzialności.

Kiedy 12 lat temu wraz z przyjaciółmi rozpoczynałem ewangelizacje na wsiach, mogliśmy siać Słowo prawie wyłącznie w serca dzieci. Kierowaliśmy się wskazówką Piotra a tę pracę do dziś prowadzimy. Owszem, nie obyło się bez konfliktów. Wciąż pamiętam pewnego ojca, który obrzucił nas obelgami i groził siekierą, przeganiając ze swego domu, gdy przyszliśmy zapytać, dlaczego jego córka nagle przestała przychodzić na spotkania wakacyjne. Mimo zaistniałych konfliktów Bóg pozwala nam oglądać owoce tej pracy. Są osoby, które powierzyły swe życie Chrystusowi. Jedna z nich uczestniczyła w szkoleniach organizowanych przez naszą Misję. Jest atakowana, bo na pewno weszła na „wąską drogę”.
A może wolisz unikać konfliktów?

Zachowawcze głoszenie Ewangelii
Jaki jest twój stosunek do głoszenia tzw. „grzecznej” Ewangelii? Chodzi mi o takie głoszenie Ewangelii, by nikogo nie urazić…
Zastanówmy się czy to w ogóle jest możliwe?! Sam Zbawiciel zapowiadał konflikt a Ewangelia jest jedna (Galacjan 1/ 6). On nie wkładał kija w mrowisko. To nie jest dobre porównanie. Celem naszego Pana nie było poróżnianie ludzi lecz wskazanie na ich największy problem. On po prostu obnażał grzech a obnażony grzech zawsze się buntuje i rodzi konflikty. Powtarzam, kiedy głosimy Ewangelię musimy spodziewać się konfliktu. Poza tym Chrystus przynosił nie sam miecz ale także uczył miłości, nawet do wrogów (Mateusz 5/ 44). Jego wola nie zmieniła się, więc ucząc dzieci, naśladujmy Go!

Konflikt poza domem
Zastanówmy się teraz nad konfliktem wierzącego dziecka z otoczeniem, poza domem.
Nawrócenie Saula sprowadziło go na wojenną ścieżkę prawie ze wszystkimi. Głosząc Chrystusa narażał się królom, którzy zawsze bali się konkurencji. Idąc z Ewangelią do pogan napotykał podejrzliwość lub drwinę. Wreszcie w konfrontacji z braćmi, Żydami, stawał się celem dla rzucanych weń kamieni, bo burzył cały „duchowy porządek” judaizmu (Dz.Ap. 9/ 15). Mimo to, już jako Paweł, szedł z Dobrą Nowiną i żadne przeciwności nie mogły go powstrzymać. Uczciwość ze strony nauczycieli wymaga tego, by uświadamiali młodym odbiorcom wspomniane koszty przyjęcia zbawienia.

A co napotyka dziecko w naszej polskiej rzeczywistości?
Pewnego razu naszej córce klasa zaproponowała startowanie w wyborach Miss Szkoły. Kiedy nam o tym powiedziała nie zabroniliśmy jej, ale wyraziliśmy swoje zdanie, nie popierające wyborów. Na drugi dzień wychowawczyni zapytała: „I co, weźmiesz udział?” Córka odpowiedziała: „Nie…, bo nawet gdybym zajęła jakieś miejsce, to i tak nie ja zasługiwałabym na nagrodę, lecz Bóg, bo to On mnie stworzył…” Konflikt gotowy. „Nie umiesz się bawić!” – skomentowała nauczycielka świadectwo niedoszłej kandydatki. Większa część klasy obraziła się, a po lekcjach nawet doszło do rękoczynów. Córce nie było łatwo, ale potrzebowała takiej lekcji. Gdy dziecko ma oparcie w wierzących rodzicach, tego rodzaju przeżycia dobrze się kończą. Miejmy jednak świadomość, że tysiące dzieci jest osamotnionych nawet we własnym domu…
Bez względu na to, czy konflikt ma miejsce w domu, czy poza nim, dzieci muszą dowiedzieć się od nas ważnej prawdy, że Bóg wie o tym konflikcie i chce, by Mu ufały w każdej próbie i czyniły to, co dobre w Jego oczach. (1. Piotra 4/14-16,19).
Różne mogą być echa złożonego przez dziecko świadectwa. Istniejącemu duchowemu konfliktowi wcale nie musi towarzyszyć cierpienie, za to może okazać się on zbawienny dla innych osób. Kwestię tego, co i jak się wydarzy zostawmy w rękach Boga, natomiast róbmy ze swojej strony to, co do nas należy, czyli ewangelizując dzieci mówmy im prawdę, przygotowując je do konfliktu.

Co ma robić nauczyciel, by przygotować dzieci do tego konfliktu?
Powinien przypominać wierzącym rodzicom, by przede wszystkim oni przygotowywali swoje dzieci do właściwej postawy. Często jednak rodzice nie wywiązują się z tego zadania. Wówczas cała nadzieja w nauczycielu. Może on posłużyć się jakimś tekstem biblijnym i przeanalizować go z grupą. Świetnie nadaje się do tego celu np. Łukasz 12/ 4-12. Odpowiada on na 2 pytania: Kogo się bać, co mówić? Dobrze jest podawać wierzącym dzieciom proste i konkretne wskazówki, np.: Zło dobrem zwyciężaj! (Rzymian 12/ 21). Takie „ostrzegawcze nauczanie” można podać w czasie śpiewu lub wpleść w lekcję biblijną. Można to robić przy okazji uczenia wersetu i podczas innych elementów spotkania. Potrzebują tego zarówno wierzące, jak i niewierzące dzieci. Pierwszym pomagamy, a wobec drugich jesteśmy uczciwi. Nie zapominajmy także o indywidualnej rozmowie.

Jeżeli jesteś świadom nieuchronnego konfliktu w jaki wchodzi dziecko, które szczerym sercem przyjmuje zbawienie, rób wszystko, co w twojej mocy, by nie było ono osamotnione. Nasz Pan i w tej kwestii jest dla nas wspaniałym wzorem do naśladowania. Gdy odchodził nie zostawił uczniów samych lecz pocieszył ich, dając obietnicę: „Oto ja jestem z wami, po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mateusz 28/ 20). Dotrzymał tej obietnicy i wciąż ją realizuje przez Ducha, którego dał swoim naśladowcom. Więc i ty daj siebie dzieciom. Pójdź za radą Salomona:
„Nie wzbraniaj się dobrze czynić potrzebującemu, jeżeli to leży w twojej mocy” (Przyp. 3/ 27)
Zbigniew Kłapa